Krótka relacja z Barcelony

Niedawno Ciekawa Kuchnia + Młody odwiedziła Barcelonę. Celem było zabranie młodego na mecz pomiędzy FC Barceloną, a Atletico Madrid, tak więc nasze zwyczajowe zwiedzanie i objadanie się zeszło na dalszy plan. Przypadkowo okazało się że mecz będzie o mistrzostwo Hiszpanii, tak więc zapowiadały się dodatkowe emocje na Camp Nou, fiesta i w ogóle święto na całego.

Młody po raz pierwszy leciał samolotem, co zniósł dzielnie. Po raz pierwszy też obcował z lotniskowym jedzeniem, co przyjął z niezwykłym entuzjazmem i radością. Jako że lecieliśmy przez Berlin, to pierwszym posiłkiem były wyroby kanapko-podobne. Na szczęście piwo było dla odmiany bardzo dobre.

Po dotarciu do naszego hostelu i odświeżeniu się, postanowiliśmy nie tracić czasu i zobaczyć największą atrakcję Barcelony – słynną katedrę Sagrada Familia, która z daleka wygląda jak kopiec termitów. Z bliska wygląda gorzej. Po zrobieniu sobie selfie na którym wyglądamy jak rodzina kciuków, udaliśmy się na dalsze zwiedzanie, oraz do barku rybnego z pysznymi mulami.

Nasz rozkład dnia zaczynał się zwykle od wycieczki po pobliskich sklepikach i piekarenkach w poszukiwaniu śniadania. Na szczęście wiele z nich działa cały tydzień od wczesnego ranka.

Oferta śniadaniowo-lunchowa jest tu niezwykle bogata, mnóstwo kanapek z aromatycznymi suszonymi szynkami i kiełbasami, dużo wspaniałych wypieków na słono i słodko. Niebo w gębie.
Spróbowaliśmy wielu przysmaków wytrawnych i słodkich. Mi najbardziej smakowały francuskie kieszonki z tuńczykiem. Smak warty grzechu. Tym razem na większe grzeszenie nie było jednak czasu, bo mieliśmy w planie odwiedzić park Guell oraz popołudniowy mecz.

Park faktycznie robi wrażenie. Gaudi który go zaprojektował, to był gość! Choć jego budowle mogą się wydawać dziwne, to jednak pomysłowości i dbałości o detale nie można mu odmówić.
Po kilku godzinach zwiedzania udaliśmy się na plażę (dojeżdża się metrem!).

Stadion Camp Nou z zewnątrz nie robi oszałamiającego wrażenia, daleko mu choćby do naszego Stadionu Narodowego. Co innego atmosfera. Choć ani ja, ani Ola nie jesteśmy kibicami żadnej drużyny, a nasza aktywność fizyczna to głównie mruganie, to radość z oglądania widowiska udzieliła się również nam. Niestety radość ta nie trwała długo, bo FCB zremisowało 1:1, co w konsekwencji spowodowało utratę tytułu mistrzowskiego. Spodziewawszy się burd wśród 79 000 niezadowolonych kibiców, zostaliśmy więc na stadionie, aż ten opustoszał. Jednak nasze obawy się nie potwierdziły – po prostu tłum smutnych i zawiedzionych fanów FCB rozszedł się grzecznie do domów. My zaś poszliśmy na kolacje do pobliskiej pizzerii i wcieliśmy zestaw grillowanych mięs oraz burgera. Przed snem był czas na fotkę-widok z okna przedstawiający remontowaną halę targowa Sant Antoni.

Z rana kanapka na drogę i w drogę… na stadion, aby tym razem go pozwiedzać. Oraz nabyć kilka gadżetów FCB w nierozsądnych cenach. Po porażce dnia poprzedniego spodziewaliśmy się przecen, ale nic takiego nie miało miejsca. Stadion, oraz towarzyszące mu wystawy i atrakcje to dobre 4h zwiedzania, więc zaczynaliśmy się czuć lekko głodni. Nie mogąc się zdecydować, co chcemy zjeść, wylądowaliśmy na kebabie, który okazał się tani i bardzo dobry, choć może mało hiszpański. Oraz coś na słodko!

Ciacha

Hiszpańskie jedzenie zaplanowaliśmy na wieczór, obiecując sobie solennie że zrobimy piękne zdjęcia na CK. Oczywiście przypomnieliśmy sobie o tym, gdy z pysznej paelli zostało jedno ziarnko ryżu i kilka skorupek po owocach morza. Ech… uda się następnym razem.

Niestety nie udało się, tapas bar który wybraliśmy w drodze na plaże zaserwował nam pyszne kalmary, mule, grillowana mątwę i coś jeszcze, ale nie pamiętamy nazwy. O zdjęciach przypomnieliśmy sobie w chwili gdy ostatnia omułka żegnała się czule ze swoją muszlą.
Przez cały pobyt zastanawialiśmy się, czemu ulica przed naszym hostelem jest zadaszona, choć nie widać było aby odbywał się tam większy remont. Sprawa wyjaśniła się w niedzielę, gdy okazało się że w tym dniu odbywa się tam targ książki, na którym oczywiście dokonaliśmy zakupów!

Z trofeów, przywieźliśmy oczywiście nieco szynek i chorizo, które posłużyło nam do sałatek i zapiekanek. A już wkrótce przepis na Paellę oraz Sałatkę Katalońską!

Sałatka Katalońska